Przewodnik Ekonomiczny#6: Inflacja zachęca do inwestowania
Rafał Woś
http://sxc.hu/
podatnik.info

Przewodnik Ekonomiczny#6: Inflacja zachęca do inwestowania

Darmowy program do rozliczania PIT 2023/2024

Windows, MacOS, Linux, iOS oraz Android

Rozlicz PIT online

lub pobierz za darmo

I właśnie dlatego inflacja jest tak mocno zwalczana przez zamożnych. A biedni? No cóż. Występują tu raczej w roli listka figowego, który ma przykryć prawdziwy rachunek zysków i strat.

 

Aby to zrozumieć wyobraźmy sobie trzy scenariusze:

 

W pierwszym inflacji nie ma wcale. Czyli, że wartość pieniądza stoi w miejscu.

W drugim inflacja jest równą 10 proc.

W trzecim mamy do czynienia z deflacją (czyli spadkiem cen) na poziomie 10 proc.

 

Dla ułatwienia załóżmy, że gospodarkę zaludniają dwa typy obywateli. Pierwszy typ to ci, co nie mają większych nadwyżek finansowych. To znaczy wydają natychmiast większość tego, co zarobią. Nie czynią tego z rozrzutności, ale dlatego, że ich zarobki pozwalają jedynie na obsłużenie podstawowych życiowych kosztów. Taki typ to nie tylko czcza papierowa symulacja. W takiej sytuacji znajduje się ogromna część pracowników w kapitalizmie. Nawet w zamożnych zachodnich społeczeństwach.

 

Druga grupa to ci, którym sytuacja finansowa pozwala na akumulację nadwyżek finansowych. Nazwijmy ich więc (też dla ułatwienia) rentierami. Ich jest mniej. Ale są bardziej wpływowi.

 

Scena gotowa. Wróćmy więc zatem do naszych scenariuszy. Mija rok. Co widzimy?

 

W pierwszym scenariuszu po roku ceny są dokładnie takie same, jak były. Czyli, że z grubsza nikt poważnie nie zarobił, ani nikt nie stracił. Pracownicy nadal żyją z miesiąca na miesiąc, tak jak żyli dotąd. Podobnie rentierzy. Ich zakumulowany pieniądz ani nie zyskał ani nie stracił na wartości. Status quo.

 

Czas na scenariusz drugi. Ten z 10 procentową inflacją. Wszystko jest teraz droższe. Pracownicy to czują i ratują się wywierając presję płacową na pracodawcach. Załóżmy, że się im udaje. Ich sojusznikiem jest zazwyczaj fakt, że rosnące ceny towarzyszą gospodarce rozgrzanej. W zależności od siły przetargowej pracownika w danym systemie ich sukcesy mogą być różne. My załóżmy, że przynajmniej uda im się sprawić, by wzrost płac zrównoważył wzrost cen. To znaczy, by płace realne pozostały na poziomie zbliżonym do zera. W efekcie 10-procentowa inflacja tak naprawdę nie boli pracowników. Ich siła nabywcza jest mniej więcej podobna do tego, co było przed rokiem. Nie zyskali, ale też nie stracili.

 

Tak naprawdę tymi, którzy na 10 procentowej inflacji tracą najmocniej są posiadacze zakumulowanych kapitałów. Czyli właśnie wspomniani rentierzy. Oni po roku 10 proc. inflacji stracili dokładnie 10 proc. zakumulowanego kapitału.

 

Ale mamy jeszcze trzeci scenariusz. Ten deflacyjny. Ceny spadają o 10 proc. A wraz z nimi także płace, bo deflacji zazwyczaj towarzyszy recesja. Co oznacza, że pogarsza się pozycja pracownika (bo pracy jest mniej) więc w konsekwencji topnieją także zarobki. A co się dzieje z kapitałem? Tu jest wprost przeciwnie. Po roku 10 proc. deflacji zakumulowane środki nie tylko nie tracą na wartości. Odwrotnie. One de facto zarobiły 10 proc. Za samo leżenie w skarpecie. Ich właściciele nie musieli absolutnie nic robić. Samo im urosło.

 

Podsumujmy doświadczenie tych trzech scenariuszy. Patrząc z pozycji pracownika nie zmieniło się prawie nic. Czy inflacja czy deflacja czy też brak jednej i drugiej - nieważne. Wszystko pozostało takie, jakie było. Z grubsza. A u rentierów? Tu zmieniło się wszystko. Od wielkiej straty przy scenariuszu inflacyjnym do deflacyjnego eldorado.

 

Ale zwróćmy uwagę na coś jeszcze. W kapitalizmie pieniądz to nie tylko sposób przechowywania wartości ekonomicznej czy wygodny środek rozliczeń między ludźmi. To także kluczowy środek produkcji. To zasób, który jest bardzo potrzebny przy tworzeniu nowej wartości ekonomicznej. Jego zaprzęgnięcie do roboty zwie się zaś potocznie „inwestowaniem”.

 

O tym, jak słaniać posiadaczy kapitału do jego inwestowania napisano w literaturze ekonomicznej sporo. Byli nawet i tacy, jak niemiecki ekonomista Silvio Gesell, który uważał, że pieniądz powinien… rdzewieć. To znaczy mieć określoną „przydatność do użycia”, po której po prostu stawałby się nieważny. Żyjący na początku XX wieku Gesell w ten sposób chciał uniknąć pułapki nadmiernych oszczędności i braku inwestycji, które są bardzo często poważnym problemem wielu kapitalistycznych gospodarek.

 

W tym kontekście warto zwrócić uwagę, że inflacja jest właśnie takim sposobem na zwiększenie poziomu inwestycji. Oczywiście każda inwestycja związana jest z ryzykiem. I każdy inwestor przed podjęciem decyzji o zaangażowaniu swoich środków w proces inwestycyjny będzie ważył racje. Z jednej strony na szali położy wspomniane ryzyko. Z drugiej zaś alternatywę w postaci… bierności. Czyli pozostawienia pieniędzy w przysłowiowej skarpecie.

 

A jak to wygląda w naszych scenariuszach?

 

W tym bezinflacyjnym zachęta do inwestowania istnieje (można zarobić), ale jest niewielka. W sumie nie inwestując rentier nic nie straci.

 

W scenariuszu deflacyjnym inwestowanie jest więc idiotyzmem. Bo po co to robić i ryzykować skoro można mieć czysty zysk bez ryzyka nie robiąc z pieniędzmi absolutnie nic.

 

Sytuacja wygląda jednak zupełnie inaczej w przypadku scenariusza z 10 proc. inflacją. Tu inwestować nie tylko warto. Ale nawet trzeba. Bo brak inwestycji oznacza realną stratę. Innymi słowy inflację trzeba w tym wypadku traktować jako rodzaj zachęty do inwestowania. Albo jako podatek karny (czyli akcyzę) nałożoną na tych wszystkich rentierów, którzy nie chcą swoich kapitałów inwestować i pozwalają im się bezczynnie marnować.

 

Oczywiście w życiu granice pomiędzy pracownikami i rentierami są bardziej płynne. Wiele też zależy od lokalnej specyfiki danego kraju. Co do zasady pokazane tu scenariusze mają wam jednak - drodzy czytelnicy - uzmysłowić, kto tak naprawdę nie lubi inflacji i komu ona najbardziej przeszkadza. I że nie są to wcale ci najbiedniejsi, na których tak bardzo lubią się powoływać prawdziwi przegrani utraty przez pieniądz jego wartości.

 

PS. Za inspirację do napisania tego odcinka dziękuję Grzegorzowi Pytlowi, autorowi pracy „Inflacja i wzrost gospodarczy - wyliczalna zależność poprzez wskaźnik ryzyka działalności gospodarczej”.

 

O autorze:

Rafał Woś, dziennikarz i publicysta ekonomiczny. Pracował w "Dzienniku Gazecie Prawnej", "Polityce" i "Tygodniku Powszechnym". Obecnie członek redakcji "Salonu24". Autor kilku książek m.in. "To nie jest kraj dla pracowników" czy "Dziecięca choroba liberalizmu". Współautor scenariusza do filmu fabularnego "Gierek". Laureat szeregu najbardziej prestiżowych nagród dziennikarskich.

Loading Comments
Gorące tematy

Formularze PIT

Formularze PIT do druku

Zainteresuje cię także
Rozliczenie dotacji mój prąd w PIT – sprawdź, co musisz wiedzieć!